piątek, 6 listopada 2015

Autostop 1., Dzień 5. Stuttgart - Środek Niczego/Hitchhike 1st, Day 5th, Stuttgart - Middle of Nowhere

 [Odpoczęte i gotowe zacząć nowy dzień z entuzjazmem!]


Dzień 5., 16.07.2015, czwartek
Day 5th, 16.07.2015,  Thursday
Start: Stuttgart, Niemcy
Start: Stuttgart, Germany
Koniec: Środek Niczego, Francja
Finish: Middle of Nowhere, France
Dystans: 503 km
Distance: 503 km

Już, już za chwilę wyjaśniam wszystko. Czytajcie, a się dowiecie. 
One moment, and I'll explain everything. Read below to learn.

Poranek w Stuttgarcie nadszedł... och tak, po raz kolejny za wcześnie (co jest z Wami nie tak, Niemcy?!). Zjadłyśmy śniadanie z Betty, wspięłyśmy się przez okno jej pokoju na zewnątrz. Myśl, że już czas najwyższy ruszać kołatała się gdzieś tam z tyłu głowy, ale uparcie ją ignorowałyśmy, ciesząc się tymi ostatnimi chwilami bez ciężaru plecaka, w cieniu drzew i budynku. Ostatnie słowa, ostatnie uśmiechy i ostatnie uściski. Takie do zobaczenia kiedyś. Może. 

The morning in Stuttgart came... oh, yes, again way too quickly (Germany, what's wrong with you?!). We had breakfast with Betty, then climbed through her window on the street. The thought it's time to go was somewhere, deep behind other thoughts, ignored so we could freely enjoy those last moments without the weight of backpacks, hidden in the shades of trees and building. Last words, last smiles and last hugs felt heavily between us. See you someday. Maybe. Hopefully.







Przyznam szczerze, że do naszego punktu 'wylotowego' podjechałyśmy czymś na kształt tramwaju skrzyżowanego z pociągiem. Potem musiałyśmy jeszcze kawałek iść, szukając dogodnego miejsca. Spory kawałek. W upale. Z ciężarem na plecach i namiotem, który na nic się nie przydał, a tylko zawadzał. Zmęczone doczłapałyśmy gdzieś, gdzie prawdopodobnie miałyśmy szansę coś złapać. 
Frankly speaking, we got to our departure point using something between a train and tram. We had to walk also really long time, looking for perfect spot. Like walk a lot. Under burning sun. With the backpacks and the tent, which was absolutely useless, bud bothered us a lot. Already tired, we came to a place, where it was possible to catch a car.

Zrzuciłyśmy plecaki przy czymś pomiędzy zatoczką a skrzyżowaniem. Wiecie, duch przygody czasem trochę podupada, kiedy Ci ewidentnie nie idzie. No ale nie można się poddawać. I w sumie w tamtym konkretnym momencie nawet nie do końca próbowałyśmy złapać jakiś samochód. Po prostu stałyśmy, poiłśmy się i smarowałyśmy kremem z filtrem. A tu wziuuuuum! Auto!
We dropped the backpacks on the ground near a crossroad. The spirit of adventure can die slowly when you're not much lucky. But you can't give up. And at that particular moment we weren't even that much of trying to catch any car. We just stood there, drinking water and putting sunscreen on, and... A car!

  Pani nas zabrała jakieś 30 kilometrów, wysadziła na stacji benzynowej. Stacja benzynowa może być dobrym miejscem do łapania stopa pod warunkiem, że a) nie znajduje się po przeciwnej stronie drogi względem kierunku podróży, b) nie jest to stacja benzynowa na autostradzie we Francji i c) nie jest to stacja benzynowa w Milanie obok McDonald's  tuż przed wjazdem na autostradę. Ta akurat podpadała po punkt a), ale i tak skożystałyśmy z toalety, uzupełniłyśmy zapasy wody, rozejżałyśmy się dokoła i uznawszy, że nic tu dla nas nie ma, wróciłyśmy na naszą stronę drogi. Parę kroków dalej była bardzo wygodna do postoju zatoczka, na której się półradośnie rozlokowałyśmy.
The lady took us maybe 30 kilometres further toward our goal, dropping of by a gas station. A gas station may be a great base unless a) it's on the other side of the road that the direction you travel, b)it's a gas station on a highway in France, c) it's a gas station in Milan by McDonald's right by a ramp to the highway. This was point a), but we used the opportunity to go to restroom and refill the bottles with water. After taking a look around we decided we have nothing to do here, we crossed the road to get on another side. Few steps further there was a nice place to stop a car if someone wished, so we set up there.

 

Na samochód nie czekałyśmy długo. Pół godziny to nie jest długo, na prawdę. Zatrzymał się nam... Rosjanin! Sytuacja z nim była trochę śmieszna, trochę niezręczna. Tak na prawdę nie wiem dokąd zmierzał, skąd jechał i czy było mu po drodze. Najpierw miał nas podrzucić do Karlsruhe, trochę się zgubił, wziął nie ten zjazd z ronda, zawracaliśmy. Dotarliśmy do Karlsruhe, i zawsze jest ta nutka niepewności, kiedy próbujesz się porozumieć z kimś, kogo języka nie rozumiesz. A tak było i tutaj. Trochę niemiecki, trochę rosyjski, my po angielsku. Rosyjska muzyka w tle. Jesteśmy w Karlsruhe, więc we mnie rośnie pewność, że zaraz nas gdzieś wysadzi i znowu będziemy musiały szukać jakiegoś dogodnego miejsca do łapania stopa. Minęłyśmy jednego chłopaka na wiadukcie, który próbował szczęścia ale nasz Rosjanin pokiwał palcem. 
We hadn't been waiting long for a car. Half an hour it is not long, seriously. The guy who stopped was... Russian. The whole situation was a little bit funny and a little bit awkward. Until this day I don't know where the guy was coming from and going to, and even if picking us up was on his way at least a bit. We asked him to drop us off in Karlsruhe, and there's always that scent of not knowing for sure anything when you try to communicate with someone you don't have common language with. That how it was this time. A bit of German, a bit of Russian, we in English. Russian music was playing in the background. We got to Karlsruhe, and we just know the moment to say goodbyes is getting closer and closer, and we will need to find another kind human being and good spot for that. We passed one boy on a bridge who was travelling the same way we were, but the Russian wiggled his index finger in an international gesture meaning no.

Zatrzymaliśmy się jakieś pół kilometra dalej, wysiadamy z samochodu. Dla mnie to znak, że już koniec tej przyjemności, ale nie. On kiwa palcem, żebym nie wyciągała plecaka. Że zjemy coś najpierw. Nooooo... ok. Wiecie, ja mam syndrom Kobiety Niezależnej. To znaczy, że już proszenie kogoś o podwózkę jest dla mnie wyjściem poza strefę komfortu. A pozwolenie obcemu człowiekowi na postawienie obiadu znaczy nie mniej, nie więcej jak walkę z samą sobą, by nie odmówić. W niektórych kulturach nakarmienia gościa jest bardzo ważnym elementem i czasem trzeba pozwolić innym o siebie zadbać, wierząc, że wszystkie działania wynikają ze zwyczajnej, ludzkiej dobroci.
We stopped maybe 500 meters further, left the car. For me it was a sign that this part of the journey is over and we should put our backpacks on to wander around. But he does the same gesture with finger as moment ago, don't take the backpack yet. We'll eat something first. Soooo... ok. You know, I have that syndrome of Independent Woman. That means even asking somebody to give me a lift is out of my comfort zone. And allowing anyone to pay for me is way behind the borders, it means I'm struggling with myself. In some culture hostility requires you to feed your guest and saying no is extremely impolite. Besides, sometimes you can let another people to take care of you, and believe all those actions have the source in human kindness. 

Zjadłyśmy więc obiad, pożywny i syty, porozmawialiśmy jak tylko się dało. Okazało się, że nasz Rosjanin jest istotą dosyć bogatą, z domami tu i tam. Dał nam swój numer i maila, kazał się odezwać. Zaprosił nas do siebie. Kelnerka trochę dziwnie się na mnie i Dagę patrzyła, ale z mojej strony te spojrzenia był ignorowane. W końcu nadszedł czas najwyższy ruszyć dalej. I znowu myślałam, że to już pożegnanie, że koniec. A tu psikus! Okazało się, że Rosjanin podwiezie nas dalej! Tak, jakby zupełnie nie miał co robić tego pięknego, słonecznego dnia. Absolutnie, a nasza obecność okazała się jedyną rozrywką, odskocznią od codzienności.
We ate big, filling lunch, talked as much as we just were able. It turned out our Russian guy is pretty rich, with houses here and there. He gave us his phone number and email address, asked to stay in touch, invited over. The waitress was giving us strange looks, but I ignored her. Eventually, there was the right time to set off. And here again I thought we will wave goodbye to our savior, that its over. And surprise! It wasn't! It turned out he's gonna take us further! Like he had nothing better to do but drive us around, and our presence was pleasant change in his daily routines.

Takim oto sposobem dotarłyśmy na stację na autostradzie pomiędzy Karlsruhe a Offenbachem. Rosjanin jeszcze nas chciał na kawę zabrać, ale słońce już chyliło się ku zachodowi, a przed nami jeszcze kawałek drogi do Genewy. Było trochę przyjaznych uścisków, wiele podziękowań, dużo 'uważajcie na siebie, odezwijcie się'. I... każdy poszedł w swoją stronę. W sensie, on do toalety, my szwędać się po parkingu.
That way we got to a rest point on a highway somewhere between Karlsruhe and Offenbach. He offered to take us for coffe, but it was going late already and we had long way to go to Geneva. There were few friendly hughs, lot of thanks, more 'take care, write me'. And everybody went his way. I mean, he went to a restroom, we to look for good souls on the parking lot.
 
Mnie od razu wpadł w oko duży van z przyczepą na której stała osobówka. Nie jestem pewna, czy był to pierwszy samochód, do którego podbiłyśmy, ale okazało się, że tak, wezmą nas, ale jadą do Hiszpanii przez Francję, więc dlaczego nie zahaczyć jeszcze o Francję? Po raz pierwszy zostałyśmy zapytane o dokumenty, czy podróżujemy legalnie. Okazało się, że mężczyzna i kobieta są rodzeństwem, ale skąd dokładnie, nie powiedzieli, a słuchając języka ciężko było rozgryźć, bo nie brzmiał ani na Portugalski ani na Hiszpański.
Big van with a trailer with car on it got my attention immediately. Now I'm not sure  if it was the first car we went to, but it turned out they can take us. They were going to Spain through France. It wasn't not necessarely on our way, but why not? That was first time when somebody asked if we have papers to travel. They were siblings, but from where exactly, didn't tell us, and listening just to the language was hard to tell, because it sounded neither like Spanish, nor Portuguese.  




Rozmowa trochę się kleiła na początku, potem chyba wyszło nasze zmęczenie.  Trochę przysypiałyśmy na tylnym siedzeniu, trochę pęcherz dawał o sobie znać. Ja się zaczęłam modlić o łazienkę. Na szczęście dotarliśmy do granicy, a za granicą był market, pod którym się znaleźliśmy. Bo ceny we Francji są niskie. Tutaj doświadczyłyśmy po raz kolejny i nie ostatni w czasie tej podróży, ludzkiej dobroci. Zostałyśmy nakarmione. Siostrze naszego kierowcy nie bardzo się to podobało, można było poznać po minie i tonie głosu, ale chłopak nie pozwolił nam za nic zapłacić, co było przesłodkie i przekochane. 
The words were flowing on the beginning, but then being so tired got into the way. We napped on the back sit, praying for a stop to go to a restroom as soon as possible. I really did pray for that. Fortunately we got to the French boarder where was a town in which was a grocery store, where we stopped. Because prices in France are low. That was one more time when we experianced human kindeness, not the last one though. We were feeded. The girl didn't like it much, you could see it in her face and the tone of her voice, but the boy didn't let us pay for groceries, even though we tried. That was sweet and lovely.


 
Wszystko byłoby cudnie i ładnie, gdyby nie droga. Jeśli macie utknąć na autostradzie we Francji, nie próbujcie. Nie zatrzymujcie się na tych stacjach odpoczynkowych. Myśmy tak wylądowały na odcinku gdzieś pomiędzy Dijon a Macon. Gdybyśmy jechały niżej, do Marsylii, wszystko byłoby w porządku. Zresztą, tuż po tym jak życzyliśmy rodzeństwu szerokiej drogi i rozlokowałyśmy nasze stanowisko pomimo późnej pory zatrzymał się samochód. Z trzema ludźmi w środku, wypakowany po brzegi. Gdybyśmy jechały do Marsylii, mogłybyśmy się zabrać, ale niestety Genewa trochę w inną stronę. 
Everything would be wonderful, if not the highway. If you get stuck on a highway in France, you better even don't try it. Do not stop by rest points. We got stuck somewhere on the way between Dijon and Macon. If we were travelling down the map, to Marseilles, it would be great. After we waved to the siblings there was a car stuffed with people and luggage which we were invited to travel with. Just if we were on the way to Marseilles, but Geneva was in different direction.


Cała historia skończyła się tak, że w budynku stacji znalazłyśmy cichy kącik, zastawiłyśmy się krzesełkami, rozłożyłyśmy karimaty na podłodze, plecaki upchnęłyśmy między nami a ścianą i zasnęłyśmy. Nie była to najwygodniejsza noc w moim życiu, ale na pewno jedna z tych, które zapamiętam. W ogóle przed stacją były takie wysokie trawy, takie trzcinowate. Pierwszym pomysłem było wleźć w te trawy i tam spać, ale cztery ściany zwyciężyły. 

At the end there was quite quiet corner in the building of the station, where we hid behind chairs, put the mates on the floor, stuffed our things behind the walls and our backs, and snuggling under sleeping bags felt asleep. It wasn't the most cosy night in my life, but one I will remember long. There also were tall grass on the front of the building we were considering to camp in between, but after all the building won.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz