piątek, 21 sierpnia 2015

Autostop 1., Dzień 2. Norymberga/Hitchhike 1st, Day 2nd Nuremberg

[strzał z biodra, tak zwane lomo, żeby Pani nie wiedziała, że jest fotografowana
a shoot from my hip, so called lomo, because the lady should not know there is a photo of her being taken]

Czasem jest tak, że na swoje drodze spotykasz niesamowitych ludzi i doświadczasz obezwładniającej dobroci, troski ze strony innych. Tego wieczoru zdarzyły się dwie bardzo, bardzo, bardzo wyjątkowe rzeczy, które rozgrzewają moje serducho za każdym razem, jak o nich pomyślę.
Sometimes on your way you get to meet amazing people and experience overwhelming kindness, care from them. That evening two really, really precious things happened, which warm my heart up every time I think about them.

W Norymberdze. Miałyśmy mieć nocleg. Ale się okazało, że jednak nie mamy. Och, jakoś to będzie, pomyślałam. Na pewno damy radę. W momencie, kiedy dotarłyśmy do miasta moim priorytetem było raczej jedzenie. Niektórzy z Was pewnie wiedzą, inni jeszcze nie, ale jestem na całkiem śmiesznej diecie. Mianowicie, nie spożywam ani glutenu, ani laktozy a biały cukier i jemu podobne staram się ograniczać maksymalnie. Teraz wyobraźcie sobie podróżowanie stopem z bardzo ciasnym budżetem. Właśnie. Poza tym jest jeszcze kwestia poznawania tradycyjnych, charakterystycznych dla danego miejsca smaków, gdzie raczej nie uwzględnia się tego typu fanaberii.
We were supposed to have a place to sleep over in Nuremberg. After all it turned out we do not. We are gonna figure something out, that is what I knew. We can deal with it. Later. At that time, when we got to the city, my priority was to find food. Some of you may know that already, some will learn now, but I do not eat gluten or products with lactose, and rarely eat things with white sugar and stuff like that. Now you imagine hitch hiking on a budget. Yup. And the thing of trying local tastes, dishes, cousin where nobody considers allergies. 

W hostelu pod którym zostałyśmy wysadzone spytałyśmy się o cenę pokoju, tak z ciekawości bardziej, bo żadna z nas nie była aż taką optymistką, że dałybyśmy radę zapłacić za nocleg tamże właśnie. Tym bardziej, że hostel znajdował się w ścisłym centrum. Ceny już nie pamiętam, ale zdecydowanie przekroczyła nasz możliwości. Podziękowałyśmy grzecznie, i mając nadzieję, że nasz kierowca już odjechał, wyszłyśmy. Teraz chodziło tylko o to, aby coś zjeść i kupić pamiątki. Na ukradzionej z hostelu mapie wyczytałyśmy, że nie jesteśmy daleko od rynku, gdzie się wybrałyśmy. Ja obstawiałam jedzenie w McDonald's, Daga na mnie pfyfała. 
We asked about the room price at the hostel we were dropped off. It was more out of curiosity because neither of us was so optimistic to think we will have enough money to really book it. The hostel was in direct centre of the city. I do not remember the price, but it was way above our financial possibilities. We said thank you politely, and left the place hoping our driver already went on his way. For now we wanted just food and souvenirs. From stolen from the hostel map we saw it is just a few steps to the main square, where we set off. I wanted to eat at McDonald's, Daga was against.

Sklepik z pamiątkami znalazłyśmy szybko. I tak samo szybko zrobiłyśmy zakupy. Było już dosyć późno, po 17:00, dlatego większość kramików już była zwinięta albo właśnie się zwijała. Jeden z nielicznych przykuł naszą uwagę. Ten z tymi śmiesznymi kiełbaskami, bratwurst, sprzedawanymi po trzy w takiej zwykłej, pszennej bułce. Pani też już prawie skończyła pracę na dzisiaj i zamierzała się zwijać, ale jeszcze nas obsłużyła.
A souvenir store was found as fast as the shopping made. It was already pretty late, after 5 PM, so most of food stands was gone or about to leave. One of not that many still left got our attention. They were selling those funny sausages, Bratwurst, as three pieces in a bun. The lady was also almost done with the work for today, but she spared a moment for us.

Tuż przy stoisku stał mężczyzna, dosyć wysoki, dobrze zbudowany, którego twarz okalała burza ciemnych, kręconych włosów. To był Alberto, jak się dowiedziałyśmy później. Nasze wielgachne plecaki musiały wyglądać dosyć wymownie, bo z pomocą kobiety nakładającej nam kiełbaski do bułki, spytał się, czy mamy gdzie spać. Nie, nie miałyśmy gdzie spać, ale przecież całe życie mama uczyła, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi. Tylko że niekiedy musisz zaufać swoim przeczuciom i innym ludziom. 
There was a man right by the stand, quite tall, good looking, with a bush of dark, curly hair around his face. That was Alberto, as we learned later. Our humongous backpacks spoke for us, because with a little help from the lady, he asked us if we have a spot to crush over tonight. Nope, we did not have, but did not your mum said not to talk with strangers? But sometimes you have got to trust yourself and others.

Alberto nie mówił po angielsku, tylko po niemiecku, włosku i hiszpańsku. Z angielskiego znał raptem parę słówek. Tych najbardziej podstawowych. Mimo to zaoferował nocleg. Za pomocą tej miłej pani, która poręczyła z głębi serca, że nie stanie man się krzywda. Jak widać, skoro piszę te słowa i opisuję sytuację, możecie wnioskować, że wszystko było w porządku, bo było, a dokładniej o tym za chwilkę - bądźmy przynajmniej trochę chronologiczni. Chciałabym napisać, że to jedna z rzeczy, której robienia nie polecam nikomu, ale nie wiem, czy wypada mi pisać, byście nie ufali ludziom. Przecież czasem trzeba. A z drugiej strony, hej Kochani, nie chcę mieć niczyjego cierpienia na sumieniu. O ufaniu kiedyś Wam napiszę w osobnej notce.
Alberto did not speak English except a few very basic words, but he did speak German, Italian and Spanish. Even though he offered help. The lady said we will stay safe with him and nothing bad is gonna happen to us. As you see, I wrote this words, so you can assume we stayed safe and sound, and everything was really fine, and nice, but let's do it chronologically. Right now I have that need to tell you, do not do it yourself, but I am not sure if it is a good thing to recommend not to trust others. You need to sometimes. But from other hand, hey,  I do not want to be responsible for suffering any of you. One day I will write a special post about trust.

W tamtym momencie wymieniłyśmy się z Alberto numerami telefonów, on miał pracę do 10 wieczorem, my chciałyśmy pozwiedzać. Umówiliśmy się, że damy mu znać, z obawą w sercu o czym i jak będziemy rozmawiać, skoro żadne nie mówi językiem drugiego. Zapłaciłyśmy za nasze jedzenie, za które Alberto pomógł nam wytargować lepszą cenę i uciekłyśmy, lekko zmieszane, bardzo niedowierzając. 
We exchanged phone numbers with Alberto, he had to work until 10 PM, we wanted to see a little bit of the city. We promised to text him, with that worry in our hearts how it is going to look like since we have no common language. We paid promotional price for our food, which Alberto helped us to brag for, and run away, still were not able to believe.

Siadłyśmy na jakimś kamyku, zrzuciłyśmy ciężkie tobołki, a przechodzący ludzi widząc, co jemy, zawołali, że jeszcze piwa potrzebujemy. Wiecie, że w Niemczech picie piwa w przestrzeni publicznej jest dozwolone?
Leaving our backpacks on the ground, we sat on a bigger rock. When some people noticed what we were eating, they said we would need a beer to go with it. You know, in Germany it is legal to drink alcoholic beverages anywhere in public spaces.

Potem postanowiłyśmy się trochę pokręcić po przepięknym rynku, porobić jakieś zdjęcia. Pogoda może nie była zachęcająca, bo szare chmury wisiały nad miastem grożąc deszczem, zresztą groźba nie była bez pokrycia, bo w którymś momencie musiałyśmy się schować w bramie. Przypadek czy przeznaczenie, a może przewrotny los... W każdym razie coś chciało, abyśmy się w tejże bramie właśnie schowały, bowiem jak się okazało, grupa ludzi, którzy robili mniej więcej dokładnie to samo, co my, w sensie chowania się, okazała się mówić po polsku. Płynnie. Więc zasięgnęliśmy rady [tu jest właśnie to moje lomo zdjęcie z ukrycia które zamieściłam w nagłówku].
Then, as we decided we went to walk around that beautiful square a bit and take photos. The weather was not the ost encouraging one, because grey skies were heavy with rain, wchich started dripping from the clouds anytime soon actually. We found an entrygate to hide from it. That was an accident, destiny or maybe fate... anyway, something wanted us to be there, because people hiding there with us turned out to be Polish as well. So we asked their advice what we could do and see here [that is when headphoto was taken].

Nie padało długo a nam jeszcze w brzuchach burczało. Pani z bramy i chyba jej syn (oboje mieszkają w Norymberdze już kilka lat) poradzili nam w którym kierunku mniej więcej zmierzać, aby znaleźć dobre jedzenie, więc jak tylko deszcz minął, wybrałyśmy się w dalszą drogę. Znalazłyśmy ładny pomnik i ładny most, most jak się okazało jest dosyć charakterystyczną miejscówką, którą można znaleźć na bardzo wielu pocztówkach z Norymbergi. W trakcie oczywiście robiłyśmy zdjęcia, bo kto jak nie my. Tak łazikując zawędrowałyśmy znowu na rynek z przepięknym kościołem, ale wszystkie budki już sobie odjechały. Wszystkie poza jedną, taką z falaflami, na które się skusiłyśmy. Panowie zaoferowali nam gratisowe papryczki chyba chilli, ale spasowałyśmy, nie wiadomo czemu. Jak na bezdomnych włóczęgów przystało, siadłyśmy na moście, na bruku, aby skonsumować posiłek.
The rain was short and we still felt grumbling in our tummies. The lady from the gate and her son (they have been leaving here for a few years by now) advised us to go in certain direction to find good food, so as soon as the rain stopped, we started again our little wandering around. We found a nice statue, and a beautiful bridge which was also quite common spot for postcard from Nuremberg covers. Meanwhile we did not forget about photos, because who else could show you the city as nice as we will? Browsing around our legs took us back to the main square with a pretty church. All food stands were gone but one with falafel, which we went to out of no other options. We were offered extra chilli peppers, but we refused, I am still wondering why. With food, as homeless wanderers should do, we found a spot on a bridge to sit and eat in peace.

Pomijając grupkę gimnazjalistów, którzy bez żadnego zmieszania postanowili nam porobić zdjęcia tudzież nakręcić filmik i pośmiać się z nas, było miło i spokojnie. Ot tak sobie siedzieć, chłonąć atmosferę miasta, obserwować. Trochę patrzeć w mapę, bo przecież to ten moment, kiedy powinnyśmy mniej więcej wiedzieć, gdzie jedziemy jutro (Monachium czy Stuttgart?).
Besides of a group of midschoolers who laughing unpleasantly, decided to take photos and videos of us sitting there and taking care of our food, it was peaceful and nice moment. Just to sit there, enjoy the atmosphere, meditate the city. To look into the map a little bit, because that was the tim e when we should make up our minds where is our next destination (Munich or Stuttgart?).

I wtedy niespodziewanie podchodzi ktoś, pytając się 'hej, skąd podróżujecie?'. W ten sposób poznałyśmy dwoje pięknych ludzi, Sarę i jej brata, i spędziliśmy cztery albo pięć godzin siedząc na tym moście aż zapadła noc, w mżawce, nie bacząc, że czas mija i robi się coraz chłodniej, nawet nie myśląc o tym, że kawałek dalej jest kawiarnia, w której spokojnie moglibyśmy usiąść. Rozmawialiśmy o wszystkim, życiu i śmierci, populacji reniferów w Szwecji przewyższającej liczbę ludności, żartując, śmiejąc się, dotykając spraw poważnych i mniej. Od tamtego czasu z Sarą wymieniamy piękne wiadomości, kilka ich już było. To ta dwójka wspaniałych ludzi sprawiła też, że zapomnieliśmy o upływających minutach, nieświadomie olewając Alberto, który jak się później okazało, czekał na nas w rynku koło 22:00. 
A then suddenly someone asks 'hi, where are you travelling from?'. That way we met two beautiful people, Sarah and her brother, and stayed there talking for four or five hours, sitting on that bridge until dusk and then dark night. Nobody noticed that time was flying by, and ith is getting colder and colder. Nobody gave a second thought the idea there was a cafe few steps away, where we could sit like human beings. We spoke about everything, life and death, about proportions between populations of people and rainedeers in Sweden (the second one is definitely higher than the first one), joking, laughing, touching things more and less serious. Sarah stayed in touch with me, since then we have exchanged few messages. Those two wonderful people made us completely forgrt about the time, and Alberto alltogether. Alberto, as it turned out, came to the main square around 10 PM and had waited for us.

Sara mówi po niemiecku, więc koło 23:00 spróbowałyśmy się do niego dodzwonić, bo nie odpowiadał na SMSy (w końcu przenieśliśmy się do kawiarni na ostatnie 40 minut!), czy propozycja noclegu ciągle jest aktualna. Straszny bałagan wyszedł. Alberto przyjechał po nas na rynek, przyjechał tam po raz drugi, warto nadmienić. Pożegnaliśmy się z tym przepięknym rodzeństwem, wpakowałyśmy do samochodu i odjechałyśmy z obcym człowiekiem w trochę nieznane. 
Sarah knew German, so closer to 11 PM we tried to call him after not getting any response for our SMS (finally we went to the cafe to sit there like 40 minutes maybe!), if the offer of hosting us is still open. It was a big mess. Alberto came again to the square after our call, came for the second time. We exchanged godbyes with the siblings, and got into the car with completely strange guy.

Pewne sobie myślicie, że ciężko jest rozmawiać z kimś, jeśli się nie zna jakiegoś jednego, wspólnego języka. W normalnych sytuacjach, z większością ludzi jest ciężko. Tamtej nocy przeprowadziłyśmy jedną z bardziej interesujących konwersacji w czasie tej podróży. Aż trudno w to uwierzyć, ale siedzieliśmy do 3-4 w nocy przy włoskich winie i serze, rozmawiając o Włoszech, imigracji, życiu, o polewaniu pizzy keczupem (brutal! jak wykrzyknął Alberto otwierając szeroko oczy i wpatrując się w nas z nutką niedowierzania, że niby go podpuszczamy), trochę o samotności, byciu w podróży, polityce, gospodarce. Zostałyśmy też zapytane, czy któraś ma chłopaka. Ja w naiwnej szczerości chciałam odpowiedzieć zgodnie z aktualnym stanem faktycznym, że nie, ale Daga była pierwsza z tak, co prawdą nie było. Mój maleńki móżdżek połączył fakty, chociaż serducho się czuło nieswojo z kłamstwem, bo jednak chciałabym móc zaufać ludziom na tyle, aby być z nimi absolutnie szczerą. Nie na końcu mojego języka również zamieniło się w tak, niestety. I co nasi mężczyźni na taką podróż? Cóż, nie mieli innego wyjścia niż tylko wyrazić zgodę, prawda?
You may think it is hard to talk with someone if you dont have at least one common language. Under usual circumstances, it is hard. But that night was different and magical - it was one of the most interesting conversations we had during our journey. It is hard to believe but the three of us sat until 3 or 4 AM sipping Italian wine and eating Italian cheese, talking about Italy, immigration, life, eating pizza with ketchup (brutall! as Alberto screamed with fear on his beautifuly honest fae, he was sure we are just kidding), a little bit about lonelinness, being on the run, politics, economy. We were asked about boyfriends. I, naivly honest person, wanted to say the truth, but Daga was first with her 'yes, I do have a boyfriend' what was not real. My little brain worked hard to connect the facts, and even though my silly heart felt wrong with a lie, because I want to believe everyone is good and nice person worth to trust, 'no' at the end of my tounge turned in 'yes' as well. Unfortunately. And what do they think about our adventure, the boyfriends? They had no choice but to accept it, did not they?

Kiedy wreszcie nadszedł czas na sen (czas nadszedł wcześniej, opierał się we framudze kuchennych drzwi, ale pochłonięci rozmową uparcie ignorowaliśmy jego pochrząkiwania), Alberto dał nam jeszcze hasło do internetu, abyśmy mogły skontaktować się z naszymi chłopakami, napisać im, że jesteśmy całe i zdrowe. Dostałyśmy też osobny pokój i instrukcję używania toalety, która lubiła się psuć. Dom, mieszkanie, nie było biedne, raczej typowo studenckie - zwykle zamieszkiwane przez jeszcze dwie osoby, które były w tym momencie na wakacjach i odwiedzane przez licznych couchsurferów. Ot, dach nad głową, gdzie chcąc nie chcąc udałyśmy się na spoczynek.
There was the right time to go to sleep (well, the right time was few hours earlier, but tangled into the conversation, we ignored that simple fact), so Alberto gave us the password for wi-fi that we could let our boyfriends know we were safe and sound. We also got separated room and the instruction how to use the toilet, because it really was more complicated than it may seem. The flat was not poor, it was rather typically students' apartment - there were two more people living there who left on vacation, and often visited by couchsurfers. Just a roof above our heads when we went for rest.

I wiem, że była to potwornie długa notka. Może ktoś przebrnął czytanie. A ja może kiedyś nauczę się odsiewać, co dla Was jest interesujące i ciekawe ot tego, co mnie się wydaje, że jest.
I am aware it was awfully long post. Maybe some of you got to the end of it, and I may learn sometimes what is interesting to you and what is not, and what it seems to be interesting just in my eyes.


 
 



  
  
 
 
  











niedziela, 9 sierpnia 2015

Autostop 1., Dzień 2. Drezno - Norymberga/Hitchhike 1st, Day 2nd Dresden - Nuremberg


[Daga chyba będzie moim ulubionym nagłówkowym motywem :D tutaj przypinamy krówki i michałki dla Klaudii, która nas ugościła.
Aparently Daga is going to by my favorite head photo :D here we pin krówki and michałki (typical polish candies) for Klaudia who was our host.]

Dzień 2., 13.07.2015, poniedziałek
Day 2nd, 13.07.2015, Monday
Start: Drezno, Niemcy
Start: Dresden, Germany
Koniec: Norymberga. Niemcy
Finish: Nuremberg, Germany
Dystans: 317 km
Distance: 317 km
Dzień drugi naszej wyprawy zaczął się dosyć wcześnie. Na pewno wcześniej, niż obie byśmy sobie tego życzyły. Poranny budzik odezwał się niespodziewanie i był bolesnym zderzeniem. Żadna z nas jednak nie narzekała. Siadłyśmy do pysznego śniadania z Klaudią (która musiała wyjść z domu chyba najpóźniej koło 9-10), wyciągnęłyśmy mapę i przy herbacie, próbowałyśmy zdecydować, gdzie jedziemy.
Second day of our journey started quite early. It was way earlier than either of us wished. Morning alarm was a surprise and painful bumping into reality. We didn't complain though but sat to the breakfast with Klaudia (who had to leave for job around 9-10 am if I'm not wrong, took out our map, and sipping tead tried to decide where we should go next.

Tu śmieszna rzecz, którą warto wspomnieć - na podróż nie miałyśmy żadnego większego planu. Decyzja, gdzie jedziemy i jak długo gdzieś zostajemy zapadała praktycznie spontanicznie. Podążałyśmy za jakimś nieokreślonym, niedefiniowalnym flow, które na dobre nam wyszło. Przynajmniej w większości przypadków. Tak więc po raz drugi pojawiło się w naszych planach Monachium (pierwszy raz, kiedy jeszcze w ogóle planowałyśmy tę podróż). Że niby tam dojedziemy, jak się uda, ale jednak wolałybyśmy Norymbergę. 
That's the funny thing about our adventure - we didn't have any fixed plan. The decisions were made spontaneously, as well about where we go next as how long we'll stay there, following some weird kind of flow, what turned out to be a good choice. So Munich came up in our conversation for the second time (first time was when we started talking about this journey). We were supposed to get there, but Nuremberg looked better.

Herbata jest? Jest! Moja słodka Dagi jest? Jest! Miny są? Są! I jest mapa, i plan! Czyli wszystko to, czego autostopowicz z przypadku potrzebuje.
Is there any tea? Yes, there is! Is there my sweet Daga? Yup, she's here! Funny faces? Yup! There's also the map, and the plan. Exactly everything what an occasional hitchhiker needs.  


Klaudia odprowadziła nas tak daleko, jak tylko mogła. Czyli nawet wsiadła z nami do tramwaju i pomogła kupić bilety. W końcu musiałyśmy się wydostać trochę poza miasto w jakieś fajne miejsce, żeby ktoś miły chciał nam pomóc. 
Klaudia stayed with us as long as she could. She even got with us on the tram and helped to buy tickets. After all we had to get out of the city to a nice place for someone nice to stop for us.








Zostałyśmy same z naszą przygodą. No nie do końca same, bo przecież wśród ludzi. 
We were left alone with our adventure. Well, not exactly alone, because surrounded by people.




Najbardziej konfundująca część podróżowania - ogarnianie się w rozkładach publicznej komunikacji i ich trasach.
The most confusing part of traveling is to understand public transportation maps and schedules.


Ale wsiadłyśmy we właściwy! Daga uciekła na koniec, wszystkie fajne dzieci jeżdżą na końcu, nie? Ja utknęłam z plecakiem i namiotem.
But we found the right one! Daga sat on the back where all the cool kids do, don't they? I got stuck with my backpack and the tent.


Widzicie Monachium na kartonie? :D My też. Utknęłyśmy tutaj chwilę, stałyśmy może z pół godziny próbując coś złapać.
Can you see Munich on the board? :D We do,  too. We got stuck for a while in this spot, waited maybe  for half an hour trying to catch anything.


Więc przeniosłyśmy się dalej i ku naszemu zdziwieniu spotkałyśmy innego autostopowicza. Chłopaka, który przyjechał z Brazylii aby studiować w Dreźnie. Okazało się, że jedziemy w tym samym kierunku, więc stanęłyśmy kawałek dalej, aby mu nie przeszkadzać. Te w krzakach to nasze tobołki, nie jego.
So we moved a little bit further, and surprisingly, met another hitchhiker. A boy who came from Brasil to study in Dresden. He was also trying to go in the same direction, so we moved a little bit away to not interfere with him. Those backpacks in the bushes are ours, not his...


Dużo dalej.
Way further.


By w efekcie całą trójką wylądować jakimś cudem w Chemnitz. I stracić orientację. Przez chwile nie wiedzieliśmy, gdzie  w ogóle mamy teraz iść, aby wrócić na naszą trasę.
To get to Chemnitz all together. And get lost. For a moment we had no clue where we should go to find a good spot to catch next car.
By słodko utknąć. 
To get stuck sweetly.

W ogóle sobie stoimy na przystanku autobusowym, cudowna interakcja z ich kierowcami i kierowcami ciężarówek, którzy przepraszali wręcz, że nie mogą nas zabrać. My takie sierotki we dwie, każda z kartką, desperacja i frustracja trochę rosną. Chłopak z Brazylii z przodu, schowany za krzakiem tak, że ledwo go widać - notabene nie celowo, po prostu nie wiedział jak się dobrze ustawić.
We were waiting by a bus stop, and the interaction with bus and truck drivers was wonderful, they even apologized they can't take us. We, two poor things with a board and growing frustration, and the Brazilian boy hidden in the bush that nobody could see him - not on purpose, he just didn't know how to hitchhike.

Zatrzymuje się auto. Ja kobieta, blondynka, więc nawet nie pamiętam co to za model był. Wyglądało w każdym razie super. Taka bryczka bez dachu i ze skórzanymi siedzeniami, cała lśniąca i wydmuchana. Za kierownicą jegomość, gdzieś pomiędzy 40stym a 50tym (może troszkę starszy nawet) rokiem życia. Szczupły, dosyć przystojny, w okularach, z pewnością siebie aż klującą w oczy. Pan pokazuje na mnie, że jedzie tam, gdzie moja karteczka pokazuje. Ja, że okej, to możemy jechać, zawsze kawałek bliżej. Na to on, że ma tylko jedno miejsce.
And then a car stops, I'm blond and woman, so son't even ask what kind of a car, I don't remember. However it was one of those cool cars without a roof and leather sits, all shiny and just awesome. The driver was between 40 and 50 years old. He could even be a little bit older, quite good looking, with glasses and self confidence you could be jealous about. He pointed at my board and said, he's going in that direction. I was happy, it's still a bit closer to our destination, isn't it? But he replies there's just one spot free.

Zonk. 
Surprise.

Miejsca miał dużo. Jeszcze cztery miejsca. Zmieściłybyśmy się we dwie, z naszymi plecakami. Lekki szok, większe zmieszanie. Chyba nie o autostopowanie chodziło... Z takim lekkim mentalnym niesmakiem po tej sytuacj zostałam na dłuższy czas. Ale my się nie poddajemy, czekamy dalej, tracąc nadzieję powoli. Ale w końcu bardzo miły Pan się zatrzymał. Bez większego problemu zabrał całą trójkę i... dotransportował aż do samej Norymbergi. Jako że autostrada była zakorkowana, jechaliśmy bocznymi drogami - dane nam było zobaczyć kawałek niemieckiej wsi! Dowiedzieliśmy się też trochę o niemieckiej muzyce. Pan tak był nami przejęty, że nawet nas pod hostel podwiózł! Ale o tym w następnej notce, bo zbyt wiele się działo, aby od tak tylko po krótce wszystko liznąć. 
He did have a lot of room. Four spots more. We both would fit in with our backpacks. I was a little bit shocked, more confused. I guess he didn't think about taking a hitchhiker... Slight mental disgust kept me company for a while afterwards. But we didn't give up, kept waiting loosing hope slowly. Finally someone stopped, and without any bigger problems took the three of us to... drop us off in Nuremberg. Since the highway was so much in traffic he took side roads - we got to see German countryside! He told us a bit about German music as well. He was so nice to drop us off by a hostel! But about that I'll write in the very next post, because there was too many nice things to go through them quickly.

Do poczytania!
See you soon!


P.S.
Chłopak z Brazylii, którego imienia niestety nie pamiętam, jechał w ogóle gdzieś w okolice Hof, to jest przed Norymbergą. Ale taki był nieogarnięty, że nasz Pan musiał go później jeszcze odstawiać na dworzec, bo już było koło 17. I tak oto się skończyło jego autostopowanie.
P.S.
The Brazilian, whose name I unfortunately have forgotten,wanted to get to Hof, which is before Nuremberg, but he was so not organized that the men had to drive him to a train station, it was around 5 pm. And that was the sad end of his hitchhikers career.