piątek, 30 stycznia 2015

Date night & sklepy amerykańskie

Próbuję trochę nadgonić z notkami, ale jest ciężko. Zdjęcia z Nowego Jorku dotknęłam tylko troszeczkę... Powoli kończę tu naukę - jeszcze dwa tygodnie! Jutro oddam wszystkie zaległe prace domowe! W końcu.

A tymczasem dwa tygodnie temu zostałam zabrana na randkę. Kino i kolacja. Słodko, nie? Po praktycznie roku czasu. Było miło - bez telefonów, Fejsa, Instagrama. Chociaż nie udało mu się mnie powstrzymać od robienia zdjęć. Impossible. 

Znaleźliśmy przypadkiem cudne kino - z wypaśnymi fotelami, które zamieniają się w łóżka! Co jakiś czas podczas filmu zdarzyło mi się nacisnąć ten przycisk do ich rozkładania i podskakiwać ze strachu że co to się właściwie dzieje... 

Wybraliśmy się na Hobbita oczywiście! Aż sobie później książkę kupiłam (czytam!) bo coś mi się dużo rzeczy inaczej pamięta, a czytałam chyba w podstawówce, może gimnazjum.






Potem zostałam zabrana do Cheesecake Factory, mają gluten free burgery. To w Stanach uwielbiam. Ach! Telefon mi umarł, więc jednak zdjęć nawet dłużej nie mogłam robić...

A w niedzielę go zabrałam do Medieval Times, ale o tym następnym razem. Zanim tam trafiliśmy jeszcze zahaczyliśmy o The Mall of Georgia. W poszukiwaniu legginsów...



I mój ulubiony sklep, którego nazwy nie pamiętam, ma cudowne ubrania, ceny zabójcze, praktycznie zawsze odwiedzam a jeszcze nigdy nic nie kupiłam. Nawet z wyprzedażami okazuje się, że mam węża w kieszeni jednak...


A tu z kolei coś, co mnie zadziwia. Sklep myśliwsko-wędkarsko-sportowo-turystyczny: 




 I wielkie akwarium w środku: 


Strzelnica...


I jest nawet ścianka wspinaczkowa! 


I oczywiście amunicja i broń. Chcesz rewolwer? Dubeltówkę? Shotguna? Nic prostszego - płacisz i masz...


Trochę się to gryzie z moim światopoglądem, no ale. Nie mój cyrk i nie moje małpy. Powstrzymałam się na kilku sarkastyczych komentarzach iunoszeniu jednej brwi. Sporo rzeczy jest w Stanach tak smutno skomercjalizowana, obdarta z tego czegoś, pozbawiona duszy, pośpieszna... Ech.











poniedziałek, 12 stycznia 2015

[3.01.15] Shopping czyli dowód na to, że mam z tym problem

Więc wróciłam z Nowego Jorku (jakieś półtora tygodnia temu (wiem, czekacie na zdjęcia, ciągle je próbuję ogarnąć). I pierwsze co, to stęskniona za Anią, zgodziłam się wybrać z nią na zakupy. Tak tylko do towarzystwa, w mojej naiwnej wyobraźni. W efekcie kupiłam więcej, niż Ania :P

Jakoś tak mi się lepiej nosi amerykańskie ubrania. Są w miarę przyzwoitej jakości, i całkiem tanie, jeśli się trafi na dobre promocje. A to akurat był ostatni gwizdek na poświąteczno-posezonowe wyprzedaże w North Georgia Premium Outlets. Chociaż tak na prawdę to mam wrażenie, jakby tu cały czas były wyprzedaże a co dwa tygodnie wchodziła nowa kolekcja. Ale ja tak na zakupy chodzę - mallów unikam jak diabeł święconej wody, bo wiem, że jak już raz się wybiorę, to będzie ciężko.



Oczywiście Starbucks musiał być po drodze. I chwila dla Instagrama. W drodze do Atlantic Station - innego miejsca zakupowego.



A tu już Atlantic Station i jego kilka uroczych sklepów. W jednym z nich znalazłam fajny sposób na prezentowanie biżu. Tak, to takie moje małe zboczenie, jako osoby, która sama biżu robi (:






I w końcu poszukiwanie jedzenia. Z moimi gluten free fanaberiami. Ania dała się namówić na moją ulubioną pizzerię :D



I w końcu część z upolowanych skarbów: spodnie, sweterek i ziomalska bluza :D




A przy okazji wywołałam wreszcie moje trzy pierwsze klisze! (((:

I nie, chociaż raz w życiu nie żałuję, że wydałam na siebie pieniądze (tak mamo, wiem, powinnam oszczędzać). Bo człowiek dobrze ubrany jest weselszy i bardziej pewny siebie. O. choćby tyle z teorii inwestowania. To czego się tu uczę to bycie pewnym siebie i nie przepraszanie za to, że istnieję. Chociaż ciągle podziwiam Amerykanów za to, że kelnerowi potrafią zwrócić uwagę nawet jeśli z ich jadzeniem jest coś nie w porządku, a ja uznałabym to za bardzo mało istotne i nie robiła kłopotów (;

poniedziałek, 5 stycznia 2015

[21.12.2014] U.S.A., Atlanta, High Museum of Art

Muzea sztuki to coś, co lubię. Tak jakoś po prostu. Relikty przeszłości i pyłki teraźniejszości zebrane w jednym miejscu, skatalogowane, zaaranżowane.
Museums of Art are something I just like, with no particular reason. Relict of past and pollen of present are gathered in one place - catalogued and arranged. 

Co mnie w amerykańskich muzeach zadziwia, to światło - piękne, dzienne światło, wielgachne okna. Przestrzeń i harmonia, jakaś taka sterylność nawet. Mają zupełnie inny charakter niż te polskie pełne barokowego miszmaszu, trochę zagracone takie. Może to tylko atmosfera budynków, a może moje złudne wrażenie.
What amazes me the most in American museums is the tight - beautiful, soft daylight getting inside through huge windows. It gives you that impression of space and harmony, maybe even sterility. They have completely different atmosphere than complete, Baroque mishmash of Polish cluttered museums. Maybe thats the impression created by the buildings museums are in, or maybe that's just how I feel about it.

Do muzeum wybrałam się na poły spontanicznie, z Anką, która się już tu przewijała, i Nadią, która przyjechała do niej w odwiedziny z Nowego Jorku. Wszystko to zdarzyło się w starym roku, jeszcze przed świętami  w niedzielę. A potem dla mnie wszystko przyspieszyło i... trochę byłam ograniczona z internetem i wolnym czasem na pisanie, przez wycieczkę do NYC i przez konkurs biżuteryjny, na który naszyjnik wykańczałam.
I went to the Museum of Art half spontaneously, with Ania whom I mentioned here before, and Nadia who came from New York to visit her. All of this happened in the old year, on Sunday before Christmas. Then everything speeded up for me, my time and Internet connection were a little bit limited by my adventure in NYC and jewelry contest for which I had to finish a necklace.











Widzicie o czym mówię? Wydaje się, że idealne dni na wizyty w muzeach to te pochmurne, deszczowe, z rozproszonym światłem, które nie daje tak zbrodniczych cieni i jest zdecydowanie łatwiejsze do opanowania. 
Do you see what I meant talking about the light? Perfect days for visiting museums are those with cloudy, gray skies, without strong sun which gives murderous shadows and it's not that easy to control. 





Nie jestem też fanką sztuki współczesnej (chociaż im starsza się robię, tym bardziej ją doceniam), ale tym razem przyznam, że oddałam się kontemplacji z niejaką przyjemnością.
I'm not a big fan of contemporary art (although older I get, I do appreciate it better), but I must admit this time I let myself to contemplate it with pleasure. 





 I nowy wymiar selfie (;
And the new dimension of selfie (:


















A tu obraz takiego jednego sławnego gościa, ciekawe czy zgadniecie (;
And here we have a painting of one famous guy, I wonder if you can guess (:



Ten obraz wydał mi się z kolei nieznośnie uroczy (:
This painting I found unbelievably cute and charming. (:




A w tych było coś smutnego, mrocznego. Szczególnie ten malutki po lewej.
Here I found something deeply sad, dark. Especially in the tiny painting on the left.




Ach. Rzeźby. Te dostojne, chłodne, niewzruszone postaci.
Ahhh. Sculptures. Cold, marbled peple. 







Ale zdecydowanie najpiękniejsze w muzeach jest obserwowanie ludzi pogrążonych w kontemplacji sztuki.
But the most beautiful thing in museums is to observe the people immersed in contemplation of the art.










Albo zabawa ze sztuką.
Or playing with the art.


A czasem nawet muzeum jest jak jedno wielkie chińskie ciasteczko z wróżbą...
Sometimes you even discover that a museum is like one big fortune cookie...







I osobiście bardzo oczarowana byłam wystawą fotografii, mocnych, poruszających w jakiś sposób. To były takie zdjęcia, jakie sama chciałabym robić - niepokojące, pozostawiające jakiś ślad w pamięci.
Personally, I was mesmerised by the exhibit of photography - all strong and moving in some way. Those were the pictures I'd like to be able to take one day - disturbing, leaving a trace in memory.






Bo muzeum miało wi-fi, więc po prostu musiałyśmy oznajmić całemu światu na Instagramie, że tu jesteśmy :D
Because the Museum had free wi-fi we just had to announce to the whole world on Instagram where we are :D


A tu Ania siedzi na czymś, na czym nie byłam pewna czy można usiąść, bo to ławka czy sztuka?... Googlamy za jedzonkiem i przesyłamy zdjęcia (:
And here Ania sits on something what I wasn't sure whether it's a part of exhibit or something where you are allowed to sit. Is it a bench or an art? We;re googling for food and sending the pictures (:


A ten budynek szczególnie zwrócił moją uwagę. Prawda, że wygląda przedziwnie w otoczeniu tych wieżowców? Jakby ktoś się pomylił, przeoczył, zapomniał. Taki kwiatek w chodnikowej szczelinie.
This particular building got my attention. It looks so peculiar, hidden between those skyscrapers, doesn't it? Like somebody just missed it, like a flower growing in a crack in a pavement.










I pycha jedzonko, podobno z brokułami, których jakoś nie mogłam się dopatrzeć w mojej misce :D
Finally yummy food, I had heard with broccoli, but I couldn't find them in my bowl :D





Ach. Czas wracać.
Ah. And there's time to go back home.

Tak w ogóle to cześć w nowym roku. Planuję tu spamować z notkami i zdjęciami. Trochę się ich nazbierało przez te dwa tygodnie. (:
By the way, hi in New Year! I'm going to spam a lot with posts and pictures. I got a lot of them through last two weeks (: